Myślmy Razem - Synergia

czasami temat nasuwa się sam

Chciałbym, żebyśmy zastanowili się nad kilkoma zagadnieniami, które często pojawiają się w mediach i nie stanowią właściwie tematów do dyskusji, lecz uważane są za fakty.
Niewątpliwie jednym z takich haseł jest podane w tytule - "Mobilność pracowników sposobem na bezrobocie".
Faktycznie mobilność Polaków nie jest naszą najmocniejszą stroną, jeśli analizujemy ją w skali kraju. Myślę, że czym innym jest masowa emigracja na wyspy, a czym innym mobilność wewnątrz kraju. Ale czy rzeczywiście mobilność ma takie znaczenie, by traktować ją jako panaceum na tak poważny problem, jak 1,7 mln ludzi bez pracy?
Zastanówmy się, z czym właściwie wiąże się zagadnienie mobilności. Po pierwsze ktoś musi wyjechać, wyjechać skądś i gdzieś trafić. Zazwyczaj oznacza to wyjazd osoby młodej, przedsiębiorczej i odważnej z miejsca, gdzie sytuacja na rynku pracy (w lokalnej gospodarce) nie jest łatwa, do miejsca, gdzie znalezienie pracy jest możliwe (najczęściej duże miasto).
Ciężko mi wyobrazić sobie sytuację, że propagując mobilność (co robi np Komisja Europejska) chcemy jednocześnie, by wyrównywać szansę osób żyjących w regionach gorzej rozwiniętych. W jaki sposób regiony te (m.in. osławiona "ściana wschodnia") miałaby dogonić duże ośrodki miejskie? Szczególnie istotna jest rola kobiet, które nie dość, że są lepiej wykształcone (nie wierzycie, to sprawdźcie w swoim związku:), to stanowiące lokalną siłę napędową. Obszary wiejskie, zamieszkane przez starych kawalerów nie wydają się mieć największych szans na konkurencyjnym i coraz bardziej innowacyjnym rynku.
Wydaje mi się niestety, że mobilność bardzo często oznacza wyjałowienie obszarów biedniejszych i znaczne ograniczenie szans na wyjście ze stagnacji. Innym aspektem jest mobilność testowana w socjalizmie - aglomeracja śląska w znacznej mierze zamieszkana jest obecnie przez ludzi, którzy zjechali tam w ciągu kilkunastu lat z całej Polski. Ale jaki miało to wpływ na więzi społeczne, przestępczość czy lokalną kulturę?
Wydaje mi się, że wielu z nas ma w tym temacie coś do powiedzenia - ja sam przyjechałem do Krakowa z Kęt i póki co nie wracam. A wy? Myślicie o powrocie?

8 komentarze:

Joanna pisze...

I teraz wyjdzie, że z powodu Ignasia nie możemy sobie w domu pogadac i musimy przez internet...
W każdym razie mi przychodzi do głowy inne rozumienie mobilności niż tylko przeprowadzenie się do lepiej prosperujacego regionu / miejsca. Dla mnie to także taki rodzaj podejścia do życia, w którym mobilizuje się do niestandardowych wysiłków i nietypowych rozwiązań, ale niekoniecznie "raz a dobrze" (jak przeprowadzka) ale w wymiarze codziennym - np. dojeżdżanie do pracy, ale ciągle mieszkanie w tym samym miejscu (a po pracy jak wiadomo - patrz lepienie garnków itp :) - można jeszcze coś robić i swojego regionu nie wyjaławiać). Poszukałam czy moja intuicja ma jakieś odzwierciedlenie i oddaje ją pierwsze znaczenie słowa "mobilny" wg internetowego Słownika Języka Polskiego (sjp.pwn.pl): "taki, który łatwo daje się wprawić w ruch".
Wiec może jednak mobilność jest lekiem na bezrobocie?

Oskar pisze...

Mnie się też wydaje, że tych mobilności różnych jest sporo. Co najmniej ta "geograficzna" (przenoszenie do innego miasta, kraju) i ta "niestandardowa" (inny przykład - pracowanie na różne etaty / umowy zlecenia; o dzieło itd. w zależności od okazji, ustaleń z pracodawcą). Czyli ogólnie mobilność umysłowa może :)

Ale do rzeczy - pytanie czy to sposób na bezrobocie. Hm...

1) Z tą "umysłową" to wg mnie jest problem taki, że ona wymaga bardzo wcześnie rozpoczętych, systemowych działań np. w przedszkolu czy podstawówce (jakieś uwrażliwianie małych ludzi, że elastyczność, proaktywność jest dobra i lepsza od sztywności i twardego stawiania na swoim) a w związku z tym to pewnie pieśń przyszłości - coś na program "Polska 2030". Poza tym, że to nie jest chyba rozwiązanie na dziś, to zostaje jeszcze pytanie CZY to jest właściwe rozwiązanie. No bo rodzicom np. na tej Ścianie Wschodniej/Zachodniej może być nie w smak, że ktoś chce ich dzieciom wpajać elastyczność myślenia itp.; oni mogą chcieć, żeby ich dzieci miały jasne i proste zasady wpajane np. dobra praca dla chłopca jest w policji, a dla dziewczynki w sklepie - a jak ktoś twierdzi inaczej, to mi dziecku w głowie namiesza. No i co wtedy?? Ano dwa kolejne pytania, jak dla mnie:)

a) W jaki sposób ocenić, jakie wzorce/polityki są obiektywnie korzystne dla wszystkich mieszkańców (np.Polski); jakimi kryteriami się kierować? No i jak dać ludziom wybór czy chcą odgórnie przyjętymi wytycznymi iść, czy raczej nie (ja im bym chciał dać):)

b) Jeśli nawet jakoś to ocenimy i zdecydujemy - to zanim coś dzieciom zaczniemy wpajać, to jeszcze ich rodzicom by się przydał mały introduction (żeby wiedzieli/akceptowali, co się z ich dzieciakami w tej szkole dzieje). Czyli coś jakby równoległa edukacja promobilnościowa dla dorosłych?

Ciąg dalszy poniżej (nie zmieściłem się) :)

Oskar pisze...

2) Z tą "geograficzną" to mam też wątpliwości. W zasadzie podobne - bo związane z wolnym wyborem. Nie trafia mi do przekonania stwierdzenie, że gotowość do wyjazdu ze swojej miejscowości za pracą to jest potrzebne, fajne i dobre. (znam taki przykład, że ludzie do fabryki w W-wie nie chcą dojeżdżać 100km ZA DARMO [płaci firma], bo nie - i wolą być bez pracy, ale chcą u siebie) Znowu jest to kwestia wiekowo-pokoleniowa do pewnego stopnia. Ludzie rocznik '80-'90 nie mają z wyjeżdżaniem żadnego problemu. Ludzie starsi - owszem. Tylko czy to ŹLE, że 40-50 latkowie nie chcą emigrować (lokalnie, międzynarodowo) za robotą? To ich prawo, a czasami ich obiektywna sytuacja (np. moja mama nie chce, bo ma już poczciwego wieku rodziców, za których się czuje odpowiedzialna i z którymi chce być blisko na ich stare lata). Mogłaby szukać pracy w Trójmieście (ok. 60 km od domu),ale odmawia. No i co z taką upartą matką zrobić? W myśl polityki mobilności - kazać jechać, a rodziców olać. Ale to nie takie proste:) Reasumując - mobilność "geograficzna" może zwiększać szanse na pracę dla jednych, ale nie zawsze i nie dla wszystkich, więc nie jest raczej rozwiązaniem ogólno-korzystnym.

Już nie wspominam o tym, że ci najmłodsi i najmobilniejsi zwiewają jak najdalej (np. ja - 550km na południe) i w ich rodzinnych stronach zostaje mało kto - a to też nie takie dobre z wielu powodów. Np. takich, że brakuje tam wtenczas ludzi wykształconych, kreatywnych, "wyrobionych" ekonomicznie i politycznie - a w konsekwencji nikt nie zakłada nowych firm, nie wymaga nic od miejscowych władz, nie zmienia niczego na lepsze. Czyli mobilność może dać ludziom mobilnym szanse, a odebrać tym mniej mobilnym jakieś inne szanse. W związku z czym wychodzi, że wszyscy powinni być mobilni, żeby to działało - no ale już wiemy,
że dzisiaj nie są, a czy w Polsce 2030 będą to pytanie otwarte.

Pewnie można pomyśleć (i podpowiedzieć Michałowi Boniemu) o jakichś synergicznych rozwiązaniach:) Zachęcać i ułatwiać mobilność (np. do dużych miast, żeby się ludzie przyuczali i wyrabiali), ale też ułatwiać i dopłacać do powrotów w rodzinne strony - żeby tam już wykształceni powracali, biznesy kręcili, drogi budowali, wójtów i burmistrzów dobrych wybierali. Taki PROJEKT BUMERANG :)

Tak czy inaczej - to wszystko na zasadzie zachęt i możliwości bym widział, tak żeby każdy mógł koniec końców zdecydować za siebie.
Nic na siłę, jak to się mówi.

dominik pisze...

Po pierwsze - jak widać bycie geografem czasem przeszkadza, stąd znów ukłon w stronę synergii:) - myślałem właściwie o migracjach a tu proszę...
Po drugie - Oskar - w tym co piszesz najbardziej podoba mi się "Projekt Bumerang"!
W edukację rodziców jakoś ciężko mi teraz uwierzyć; z dziećmi i szkołą to jest trochę tak,że nim się tam pojawią nowe treści, to się paradygmat zmieni:) Ale jasną jest sprawą, że edukacja jest kluczowa, tylko czego uczyć... - i tu wracam do tego, co pisałeś "W jaki sposób ocenić, jakie wzorce/polityki są obiektywnie korzystne dla wszystkich mieszkańców (np.Polski); jakimi kryteriami się kierować?" Moim zdaniem taka ocena następuje (teoretycznie) co 4 lata, czyli podczas wyborów. Rysując krzyżyk przy nazwisku, oddajesz głos pewnym ideom, pomysłom na edukację, politykę zatrudnienia itd. Problem tylko w tym, że w Polsce "liberalny" rząd jest przeciw in vitro i wprowadza dzień wolny w święto trzech króli a "socjaldemokratyczny" skraca urlopy macierzyńskie i zmniejsza ulgę studencką z 50% do 37%... Bądź tu mądry i głosuj...

Oskar pisze...

Mnie się też Projekt Bumerang spodobał :)

A tylko króciutko w kwestii tego oceniania, jaka polityka będzie obiektywnie dobra dla Polski. Ty piszesz, że ocena się dokonuje poprzez wybory. Ja od razu myślę sobie, że to jest fajny bo pozytywny(-istyczny?), ale tylko POSTULAT. Znaczy - dobrze by było, gdyby o dobrych kierunkach polityki dla kraju decydowano poprzez wybory demokratyczne (polityczne).

Natomiast w praktyce (co żadnym odkryciem nie jest i co mnie boli dość mocno), wybory polityczne nie mają wiele albo nic wspólnego z wyborami wizji/drogi/polityki dla kraju. Z wielu powodów, o których mogą się wypowiedzieć studenci socjologii czy komunikacji społecznej (część z nich palce sobie obtarło pisząc o tym licencjaty i magisterki).

Tylko w jednym zdaniu: programy i plany partii politycznych (te deklarowane, nawet nie mówmy o realizowanych) to jak mniemam ostatnia rzecz, o której myśli większość aktywnych wyborców, kiedy oddają swój głos.

Także poprzez współczesną politykę bym nie wybierał "obiektywnie korzystnych rozwiązań". Raczej szukałbym ich tutaj. Na MyślmyRazem :)

dominik pisze...

No właśnie - pojawia się u Ciebie coś, co będzie się pewnie przewijać cały "czas", czyli CZAS. Można do niego podchodzić cyklicznie (znów będą wakacje), linearnie (wszyscy umrzemy) lub politycznie (to tylko 4 lata!):) Trudno wiec zakładać, że politycy, lub tacy, którzy myślą, że nimi są zajmą się sprawami strategicznymi, długoterminowymi itp. To nie przyniesie szybkiego zysku, jak lista Wildsteina, czy zatrzymanie dr G. Podobno planowanie strategiczne skończyło się w 1939. Wtedy powstała Gdynia, COP i magistrala węglowa. Potem były 5-latki a teraz są trochę inne 4-latki:)

Bartek pisze...

W ramach porządkowania wklejam moją wypowiedź (była umieszczona nie tam gdzie trzeba ;-))

Oto ona:

Witajcie,
Mnie mobilność pracowników kojarzyła się zupełnie z czymś innym. W moim przekonaniu (do dzisiaj ;-) ) "mobilność = zmiana pracy". Zachęcam do lektury: http://portalwiedzy.onet.pl/128224,,,,mobilnosc_pracownika_mobility_of_employee,haslo.html. Zastanawiamy się tylko nad mobilnością geograficzną (do dzisiaj nazwałbym ją migracją)? Czy nad pozostałymi również?Moje posty - na razie - będą raczej krótkie. A dodatkowo "czytanie/pisanie >1" ;-)

Pozdrawiam

Bartek

Bartek pisze...

Witajcie,
Ja bym popatrzył na sprawę migracji trochę od strony matematycznej/statystycznej. (zdania nie mam do końca przemyślanego ale... może całkiem moja teoria głupia nie jest)

Założenia:
Bezrobocie (wzór baardzo uproszczony): ilość ludzi bez bez pracy/ilość wszystkich ludzi ;-)
Migracja: przemieszczanie się pracowników wewnątrz kraju lub poza kraj

No i teraz teza: Wydaje mi się że migracja wewnątrz kraju może zmniejszać bezrobocie tylko i wyłącznie w takiej sytuacji gdy istnieją duże różnice w strukturze zatrudnienia w różnych regionach. Tzn gdy w jednym regionie jest pracy do woli a brakuje pracowników, a innym obszarze jest odwrotnie. Tylko w takiej sytuacji migracja matematycznie zmniejszy bezrobocie. W przypadku gdy w całym kraju bezrobocie jest mniej więcej równe to przemieszczanie sie pracowników nic nie zmieni (zmieni się bezrobocie lokalne ale w skali kraju pozostanie bez zmian).

Kolejna luźna myśl. Jeżeli coś ma zmiejszać bezrobocie to musi albo generować nowe miejsca pracy, albo likwidować bezrobotnych. Tak mi wynika z prostego wzoru na bezrobocie. A migracja sama w sobie nie robi ani jednego ani drugiego. (no chyba że ktoś migrując się zabije - ale to już czarny humor).

No i ostatnia sprawa, dość oczywista. Migracja za granicę. Wyjeżdza zatrudniony -> zwalnia miejsce pracy -> bezrobocie maleje. Wyjeżdza bezrobotny -> bezrobocie maleje.

Reasumując. Sądzę że migracja zmiajszała by bezrobocie tylko przy dość zróżnicowanym rozłożeniu bezrobocia w kraju. Jaki jest ten rozkład... tego nie wiem ale się dowiem ;-)

Pozdr.
Bartek

Prześlij komentarz

Subscribe