Myślmy Razem - Synergia

czasami temat nasuwa się sam

Wiem, że temat wyborów ustąpił pola aktywności pozarządowej obywateli, ale chciałem dodać do poprzedniego swojego posta, że Tusk nie kandyduje, w związku z czym mamy naprawdę ciekawe (jak twierdził Mobydick) wybory. I już nikt nic nie wie :)
A to bardzo obywatelskie zajęcie - wybieranie prezydenta. Może jeszcze wrócimy na chwilę do tematu?

Ok - było delikatnie, było zabawnie w końcu nadszedł czas na coś, co może poruszyć towarzystwo, będąc jednocześnie (przynajmniej moim zdaniem) jednym z bardziej istotnych tematów. Czy Polacy robią cokolwiek poza oglądaniem telewizji? Książek, jak wiemy nie czytają, piją (raczej piwo) i nie uprawiają sportów. Ktoś powie - ok ale za to coraz bardziej angażują się w działalność tzw. organizacji pozarządowych itp no i powoli budują tzw. społeczeństwo obywatelskie. A dowody? Proszę bardzo - Haiti pomogliśmy, na WOŚP wrzucamy - co roku! Mało?!
No nie mało (wrzucamy)... ale może problem leży w czymś innym? Do napisania tego postu zachęciły mnie 2 teksty - "Urzędasy, bez serc, bez ducha" Agnieszki Graff, od której zaczerpnąłem tytuł owego postu oraz "Święto serca czy pieniądza" Krzysztofa Świątka.
Na szczęście nie muszę tutaj wspinać się na wyżyny obiektywizmu i dbać o poprawność polityczną - drugi z tych tekstów ukazał się w Rzeczpospolitej - gazecie kiedyś mądrej i profesjonalnej, dziś, a właściwie od jakiegoś czasu, bardzo niskich lotów (nie obrażając redaktorów dodatków "prawo" oraz "ekonomia").
Otóż te na pozór zupełnie inne teksty łączą się w temacie WOŚP - Świątek pisze, że "Idea jednorazowej dobroczynności powoduje społeczne szkody. Zaczynamy żyć w świecie ułudy, iż jesteśmy dobrymi ludźmi dzięki temu, że raz na rok wrzucimy do puszki 2 złote", co może być wątkiem do bardzo ciekawej debaty, ale jak kawałek dalej widzę "Ale czy w fundacji charytatywnej musi pracować dwoje specjalistów ds. marketingu i promocji, trzy osoby w biurze prasowym, dwie panie grafik, cztery księgowe, a do tego pan zajmujący się flotą samochodową?", to nie chce mi się już czytać...
Agnieszka Graff pisze o czymś innym - "Dramatycznie skurczyła się wspólna przestrzeń, sfera wolności i działania na rzecz dobra wspólnego. Mechanizmy rynkowe przeniknęły tam, gdzie z pozoru nie powinny być obecne, np. do ruchów społecznych, które odwołują się do idei praw człowieka czy równości płci. Jak pisze brytyjska socjolożka Barbara Einhorn, wschodnia Europa wpadła po 1989 roku w "pułapkę społeczeństwa obywatelskiego". Zamiast budować ruchy na rzecz systemowych zmian społecznych, NGO zajmują się łataniem dziur, które zostawia po sobie wycofujące się z wielu sfer życia państwo."
Kawałek poniżej dodaje "...działaczki kobiecych organizacji zostały zredukowane do roli dostarczycielek usług w sferach haniebnie zaniedbanych przez państwo, takich jak pomoc dla ofiar przemocy, szkolenia dla bezrobotnych, telefony zaufania, w których młodzież może się dowiedzieć, jak nie zajść w ciążę, itd., itp. Im więcej robią NGO-sy, tym mniej robi państwo."
Czy też tak sądzicie? Właściwie trudno nie zgodzić się z drugim fragmentem - jeśli młodzież chce sie dowiedzieć, jak nie zajść w ciaże, to w szkole raczej nie powinna szukać - tu państwo woli stosować zasadę - "to niech wypowie się jego Ekscelencja Biskup X - on się na tym zna... albo zna kogoś kto się zna.."

Ale czy ngosy blokują działalność obywateli, albo dają im poczucie, że nic już nie muszą robić, jak wrzucają 2 złote?
Czy ngosy to kicha? Być może - nie raz już słyszałem od ludzi współpracujących z NGO, że "...wszystko spoko, ale nie tymi globalnymi - to są korporacje i od Mcdonalda różnią się naprawdę niewiele... trochę więcej kosztuje ich administracja..."

Ale czy w związku z tym energia Polaków, której tak mało angażujemy w ciekawe inicjatywy nie może być dobrze "inwestowana"?

Jeśli z ngosami jest tak źle, to bez nich będzie lepiej?

Co to jest inicjatywa oddolna i po co nam ona? Zachęcam do przeczytania teksu Agnieszki Graff i do dyskusji! Szczególnie tych, którzy mają w tej materii doświadczenie!

01:56

Religia do średniej

Autor: mobydick |

Cichutko przeszła dziś informacja, że sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży odrzuciła projekt poprawki Giertychowej ustawy, która włączyła religię do przedmiotów liczących się do średniej. Za odrzuceniem poprawki głosowało 24 na 28 posłów, czyli prawie wszyscy.
Kompletnie nie rozumiem wyroku Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie, który uznał że takie wliczanie religii do średniej jest zgodne z konstytucją. Ja nie chodziłem na religię w liceum i miałbym przez to niższą średnią, niż wielu tych, którzy chodzili. Wtedy to było o tyle bez znaczenia, że średnia licealna nie miała znaczenia w dostaniu się na studia. Teraz chyba jakieś ma. I mógłbym się jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności nie dostać. Staram się bardzo unikać bojowego tonu w sprawach religijnych, ale tym razem naprawdę czuję się dyskryminowany. I nie wiedziałbym, co poradzić w takiej sytuacji dziecku, jeśli uznałoby, że na religię chodzić nie chce. Żeby chociaż ta religia w szkołach nie była tylko katolicką katechezą, ale autentycznym przeglądem najważniejszych światowych systemów wartości.
To na dobry początek, potem przejdziemy do kościelnej komisji majątkowej :)

00:25

A co z Polską 2010?

Autor: Oskar |

Jak wykazało nasze blogowe badanie - mało kto czytał "Polskę 2030", a wygląda całkiem ciekawie - sam jeszcze nie czytałem, co najwyżej tytuły rozdziałów :) Możecie przeglądać tutaj: www.polska2030.pl

Ale ja chciałbym spytać, czy myśleliście o tym, co nas czeka na jesieni 2010 - wybory prezydenckie czyli. Ciekawie wygląda pierwsza tura wyborów na Ukrainie - nic nie jest oczywiste i to jest właśnie ekscytujące:) Ktoś powiedział, że tym się bardzo różni Ukraina od Rosji - nikt dziś nie wie, kto będzie prezydentem za miesiąc!
W Polsce jest podobnie. Mało tego - nie wiemy nawet, kto będzie w tych wyborach startować! Jest kilku oficjalnych kandydatów na kandydatów (Olechowski, Szmajdziński, Nałęcz), ale trudno na 100% przesądzić, który z nich ostatecznie wystartuje! Dwie największe partie jak dotąd nie wysunęły swoich kandydatów. Z jednej strony jest PiS z wyjątkowo słabym aktualnym Prezydentem (w badaniach przegrywa w II turze z każdym), z drugiej strony PO z wielkim niewiadomym Donaldem, który ma wiele powodów, żeby NIE kandydować (np. taki, że nie ma komu zostawić rządu i partii...). PiS wychodzi z propozycją zmian w konstytucji i wzmocnienia Prezydenta, PO chce dokładnie czegoś odwrotnego - jego osłabienia. Tylko, że nadal nie wiadomo, pod kogo te propozycje są pisane i czy za rok ktokolwiek do nich wróci (np. PiS da więcej władzy Prezydentowi z PO?).
Tak czy owak - jesienią będziemy wybierać. I wg mnie nie jest najważniejsze pomiędzy kim a kim. Ważniejsze raczej, jakiego Prezydenta byśmy chcieli. Jakiego tzn. partyjnego czy bezpartyjnego, eksperta czy charyzmatycznego lidera, starego wyjadacza czy młodą krew (nie taką młodą anyway), polityka czy społecznika. Myślę sobie, że warto się nad tym zastanowić już teraz, pomyśleć jaką ma/powinien mieć rolę i jaki mógłby być ten nasz następny Prezydent, którego z czystym sumieniem wybierzemy.
Inaczej zdecydujemy w ostatniej chwili, bez zastanowienia, na wielokrotnie stosowanej zasadzie "mniejszego zła". Czy to jedyny wybór, jaki mamy?
Więc jak to będzie z Polską 2010?

18:22

Co mnie dziwi?

Autor: dominik |

Zmieniając nieco temat - pomyślałem, że nie może nam tu zabraknąć czegoś lżejszego... Kaliber dyskusji może nieco odstraszać niezdecydowanych i obserwatorów, więc dodam teraz post pod tytułem zaczerpniętym z programów Tadeusza Mosza - "Co mnie dziwi?"
Proponuję dodawać tu komentarze bez względu na na dziedzinę - wszystko co nas dziwi:)

13:51

Autorzy, tematy...

Autor: dominik |

Słuchajcie - chyba niezbyt precyzyjnie się wyraziłam, ale w ustawieniach piszą, że ten blog może mieć 100 autorów... Tak więc jeśli tylko ktoś ma ochotę, to dajcie mi znać mailem, komentarzem, smsem itp i ja natychmiast wysyłam Wam zaproszenie do publikacji postów!
Synergia niczym nieograniczona:)

Chciałbym, żebyśmy zastanowili się nad kilkoma zagadnieniami, które często pojawiają się w mediach i nie stanowią właściwie tematów do dyskusji, lecz uważane są za fakty.
Niewątpliwie jednym z takich haseł jest podane w tytule - "Mobilność pracowników sposobem na bezrobocie".
Faktycznie mobilność Polaków nie jest naszą najmocniejszą stroną, jeśli analizujemy ją w skali kraju. Myślę, że czym innym jest masowa emigracja na wyspy, a czym innym mobilność wewnątrz kraju. Ale czy rzeczywiście mobilność ma takie znaczenie, by traktować ją jako panaceum na tak poważny problem, jak 1,7 mln ludzi bez pracy?
Zastanówmy się, z czym właściwie wiąże się zagadnienie mobilności. Po pierwsze ktoś musi wyjechać, wyjechać skądś i gdzieś trafić. Zazwyczaj oznacza to wyjazd osoby młodej, przedsiębiorczej i odważnej z miejsca, gdzie sytuacja na rynku pracy (w lokalnej gospodarce) nie jest łatwa, do miejsca, gdzie znalezienie pracy jest możliwe (najczęściej duże miasto).
Ciężko mi wyobrazić sobie sytuację, że propagując mobilność (co robi np Komisja Europejska) chcemy jednocześnie, by wyrównywać szansę osób żyjących w regionach gorzej rozwiniętych. W jaki sposób regiony te (m.in. osławiona "ściana wschodnia") miałaby dogonić duże ośrodki miejskie? Szczególnie istotna jest rola kobiet, które nie dość, że są lepiej wykształcone (nie wierzycie, to sprawdźcie w swoim związku:), to stanowiące lokalną siłę napędową. Obszary wiejskie, zamieszkane przez starych kawalerów nie wydają się mieć największych szans na konkurencyjnym i coraz bardziej innowacyjnym rynku.
Wydaje mi się niestety, że mobilność bardzo często oznacza wyjałowienie obszarów biedniejszych i znaczne ograniczenie szans na wyjście ze stagnacji. Innym aspektem jest mobilność testowana w socjalizmie - aglomeracja śląska w znacznej mierze zamieszkana jest obecnie przez ludzi, którzy zjechali tam w ciągu kilkunastu lat z całej Polski. Ale jaki miało to wpływ na więzi społeczne, przestępczość czy lokalną kulturę?
Wydaje mi się, że wielu z nas ma w tym temacie coś do powiedzenia - ja sam przyjechałem do Krakowa z Kęt i póki co nie wracam. A wy? Myślicie o powrocie?

11:48

Już otwarte - zapraszamy!

Autor: dominik |

Jedną z rzeczy, która zrobiła na mnie do tej pory największe wrażenie była myśl o tym, jak wielka jest różnica (zarówno jakościowa, jak i ilościowa) między pracą samodzielną a pracą wspólną. Nie chodzi mi tutaj o pochwałę socjalizmu i krytykę indywidualistów, lecz o docenienie SYNERGII.
Uważam, że człowiek z natury rzeczy jest kreatywny, ale nigdy nie jest w stanie sam spojrzeć na problem tak szeroko, tak dogłębnie i tak konstruktywnie, jak wtedy, gdy w dyskusji wspiera go grupa inteligentnych i otwartych na dyskusję ludzi. Szczególnie ważne jest to, by byli otwarci na opinie innych - trudno wyobrazić sobie efekt synergii, jeśli nikt nie przyjmuje argumentacji pozostałych...
Dlatego też chciałem dziś rozpocząć coś, co z założenia jest inicjatywą otwartą, niemającą najmniejszych szans bez współpracy i zaangażowania innych - blog, który służyć ma:
- pobudzeniu do myślenia
- stworzeniu forum do wymiany poglądów na właściwie dowolne tematy społeczne, ekonomiczne, polityczne czy kulturalne
- rozpoczęciu dyskusji, która przeniesie się ze świata wirtualnego pod strzechy (przy kawie, herbacie, piwie czy winie).
Chciałbym, by istotnym elementem tej inicjatywy było także obalanie czegoś, co ogół uważa za oczywiste, lecz tak do końca nikt się nad tym nie zastanawia, tylko powtarza po poprzednikach - dlaczego nie pomyśleć wspólnie nad tym, co słyszymy na codzień? Może jednak razem dojdziemy do ciekawszych wniosków niż publicyści FAKTu?
Na koniec dodam, że jestem geografem - być może ta tematyka też tu zagości, bo nie ukrywam, że jest dla mnie bardzo ciekawa - wybaczcie, lub skrytykujcie, jeśli byłoby jej za dużo lub totalnie Was nudziła:)
Zapraszam do współpracy!

Subscribe