Myślmy Razem - Synergia

czasami temat nasuwa się sam

12:39

Fotki z życia

Autor: dominik |

Z powodu dużego ruchu na blogu i masowego pojawiania się komentarzy, co praktycznie uniemożliwia aktywne uczestnictwo na tylu frontach jednocześnie, pojawiła się idea wyrażania siebie i swoich myśli w inny sposób. Paweł zaproponował, by wrzucać na bloga zdjęcia z naszego codziennego życia - nie koniecznie mają to być artystyczne popisy (choć takie oczywiście będą mile widziane!). Czasem może to być coś, co akurat zwróciło naszą uwagę w mieście (lub poza nim:), czasem okładka książki, która ostatnio zwróciła naszą uwagę... Idea wydaje się być co najmniej ciekawa, ale to wymagałoby od nas lekkich zmian w formie bloga - Oskar, czy mógłbyś się tego podjąć...?

W ostatnim Dużym Formacie można przeczytać tekst nt. Polaków pracujących na tzw umowy o dzieło i umowy zlecenia. Choć nie jestem pewien, czy wszystkie tezy artykułu mówiące o braku ubezpieczeń i możliwości opieki w ramach publicznej służby zdrowia są prawdziwe w takich przypadkach (sam pracowałem na umowę zlecenie i miałem płacony zarówno ZUS, składki na 2 filar, jak i oczywiście ubezpieczenie zdrowotne), to niewątpliwie zwraca to uwagę na duży problem. W gruncie rzeczy taka forma zatrudnienia jest często sposobem pracodawcy na pewne istotne oszczędności finansowe. Oczywiście w jakimś stopniu pozwala to na zmniejszenie szarej strefy w zatrudnieniu, niemniej jednak tradycyjnie każdy kij ma dwa końce...
Często pracodawcy, powołując się na liberalnych ekonomistów narzekają na tzw. wysokie koszty pracy - ich obniżenie miałoby prowadzić do wzrostu zatrudnienia i rozwiązaniu pewnych problemów finansowych polskich firm. Nim wyjaśnię dlaczego idea ta wydaje mi się podejrzana i naiwna, przytoczę fragment pewnej rozmowy radiowej z ekonomistą (nie pamiętam nazwiska), który oferował stypendium z własnych funduszy dla doktoranta, który napisze pracę analizującą problem realnych kosztów ciecia kosztów...
Otóż wspomniany ekonomista przytoczył historię CIA, która zauroczona ideą cięcia kosztów i oszczędnościami, jakie przynosi outsourcing, wyoutsourcowała wiele zbędnych jej zdaniem działek, które wcześniej wykonywała sama - jedną z nich było sprzątanie biur. Wszystko było super, do czasu, gdy się nie okazało, że zewnętrzne sprzątaczki po wymyciu podłóg przefotografowały kilka ton dokumentów ściśle tajnych... nie wyjaśniano, czy były to ubogie Chinki, niemniej jednak CIA wróciła do poprzedniego modelu sprzątania.
Wracając do naszej historii - czym właściwie są "koszty pracy"? Koszty te, to wypłata + ubezpieczenie zdrowotne, wypadkowe i składka na emeryturę - na czym więc oszczędzamy? Albo na comiesięcznej pensji, albo na dostępności do służby zdrowia, albo na ewentualnych odszkodowaniach w razie wypadku. Koniec końców również na oszczędzanych na starość środkach do życia... Ktoś te koszty i tak poniesie - najpewniej wszyscy razem. Ciekawe, czy postulujący ciecie takich "kosztów" zauważyli, że od XIX wieku sytuacja pracownika teoretycznie powinna się poprawiać... Osiągnięcie jakim było stworzenie opieki socjalnej i zabezpieczeń emerytalnych nie jest pewnie dla nich w tej kwestii istotne. Pytanie brzmi, czy na pewno stać nas na cięcie tych kosztów?

17:34

Czego brakuje na blogu?

Autor: dominik |

Pytając Was o to, Czego brakuje na blogu? zakładałem podświadomie, jak i świadomie, że czegoś pewnie brakuje:) I nie myliłem się, bo wyniki naszej sondy pokazały, że nikt nie zaznaczył odpowiedzi "niczego". Dowiedzieliśmy się też, że nie brakuje tu ani sportu ani mądrych administratorów (chyba, że brakuje odważnych, którzy powiedzą nam to w oczy...:).
Czego zatem brakuje?
Pojedyncze głosy wskazywały na kulturę, tematy społeczne, mądre i ciekawe posty a nawet politykę!
Zdecydowanym zwycięzcą okazały się jednak komentarze i dyskusje - bo w gruncie rzeczy po co pisać coś, co nikogo nie zastanowi, nie zmusi do tego, by zwolnił/a biegając przez cały dzień i w tym samym tempie przeglądając bloga.
Taka sonda nie miałaby sensu, gdyby nie wpłynęła na kształt "Myślmy Razem" w przyszłości - te wyniki pokazują, że poprzeczka dla piszących posty idzie wyżej. Mają stać na takim poziomie, by nie tyle wymuszać komentarze, co zachęcać do dyskusji. Dyskusja to dialog, dialog to szacunek dla drugiego człowieka i jego poglądów. Wydaje mi się, że z tym nie powinno być problemów w tym gronie. Jest tylko jeden mały szczegół - czy chcemy dyskutować...?

19:51

Inaczej

Autor: Joanna |

Dlaczego nie piszę postów a komentarze z rzadka?

Coś jest w tym co w dyskusji o parytecie napisała Ania – zbiory potrzeb mężczyzn i kobiet nie pokrywają się w 100%. Być może podziałem według którego należałoby wyznaczyć owe zbiory potrzeb nie jest płeć ale coś innego. Faktem jest jednak, że styl dotychczasowych postów z moim zbiorem pokrywa się średnio.

Czytanie o Sikorze i Komorze i dyskusje na tematy zaczerpnięte z mediów typu „Mąż FM” nie są moim chlebem powszednim, gdyby były prowadzone na obcym blogu nie zwróciłabym na nie uwagi. I nie wiem czy to kobiece zainteresowania, ale blogi, na które zwróciłam uwagę i do których wracam, dotyczą drobiazgów, opisują małe codzienne wydarzenia, zabawne dialogi.

Nie piszę więc, bo dyskurs ważnych tematów niepostrzeżenie mnie onieśmielił. Czuję, że żeby coś napisać powinnam najpierw zrobić prasówkę, a potem wyrobić sobie zdecydowany pogląd.

Ale dyskurs pewnie można zmienić, więc w ramach drobnych wydarzeń – obserwacja z niedzieli.


Pewnie kojarzycie kazania dla dzieci – ksiądz zaprasza najmłodszych do przodu i wychodzi do nich z mikrofonem i opowiastką z lukami – w wyznaczonych miejscach dzieci mają uzupełnić tok wywodu odpowiednimi informacjami. Co się dzieje kiedy ksiądz cechuje się strumieniem świadomości i zamiast jasnego linearnego kazania skacze z tematu na temat, odwołując się w dodatku do metafor? Dzieci są zdezorientowane i przyjmują dwie strategie: albo na przemian testują najczęściej od nich oczekiwane odpowiedzi: Jezus, krzyż, Duch Święty, albo starają się nadążyć za logiką kazania w jego najbardziej podstawowej warstwie. Przykład:
- Jakie jest największe sanktuarium w Krakowie?
- Jezus?
- No tak, takie w którym można się spotkać z Panem Jezusem, do którego przylatują ludzie z całego świata?
- Lotnisko?
Tak sobie pomyślałam, że może by na tym blogu inaczej też pisać, nie wiem co wy na to?

Choć tytuł postu może sugerować zmiany na blogu, to tak naprawdę odnosi się do zupełnie innego, bardzo interesującego mnie tematu (są pomysły na zmiany...):) Nie zapominamy oczywiście, że w tzw. międzyczasie wszyscy bacznie przyglądają się nowej sondzie...:)
20 lutego Cezary Kowanda w Polityce pisze tekst "Już nie naprawiamy, kupujemy nowe", gdzie już w leadzie czytamy "Producenci pralek, lodówek, telewizorów czy drukarek osiągnęli swoje – coraz rzadziej naprawiamy zepsuty sprzęt, coraz częściej kupujemy nowy. Tak jest taniej." Dalej dowiadujemy się o tym, że choć naprawy są jeszcze możliwe, to ze względu na niskie ceny nowych towarów właściwie mają sens tylko w przypadku towarów luksusowych lub nam szczególnie bliskich. Również dlatego, że praca w Polsce jest coraz droższa.
Tymczasem w sobotę w GW można znaleźć wywiad z Meinhardem Miegelem - niemieckim ekonomistą i analitykiem społecznym, który mówi coś zupełnie innego - na pytanie dziennikarza "Jak wyglądać będzie społeczeństwo, które uwzględni realne koszty?"

odpowiada "Zamiast coraz więcej wytwarzać, będzie coraz więcej naprawiać. Będzie to "społeczeństwo reperowaczy". Coraz częściej zepsuty budzik czy pralka nie będą lądować w śmieciach, lecz zostaną naprawione. Bo produkcja wymaga ponoszenia ogromnych kosztów, które odpadają przy okazji naprawy."
Cały, bardzo ciekawy tekst pt. "Dobre czasy się skończyły" dotyczy znacznie większego problemu niż naprawa pralki - otóż Miegel stawia tezę, że "stałe zwiększanie dobrobytu, jak to miało miejsce w ubiegłych dziesięcioleciach na Zachodzie, skończyło się raz na zawsze.(...) Niezależnie od tego, czy wzrost gospodarczy nam się podoba, czy nie, to w krajach zachodniej półkuli jego czas minął".
Ten tekst nawiazuje do dyskusji części współautorów bloga na żywo (tak, takie rzeczy też mają miejsce!!) na temat wzrostu, rozwoju i jego sensu w naszym świecie. Choć wtedy rozmowa wydawała się, przynajmniej części z nas, zdecydowanie na wyrost, to wypowiedzi cytowanego ekonomisty zdają się nie potwierdzać tego optymizmu... Czy to jest możliwe? Czy możliwe jest, że nam po prostu nie będzie tylko lepiej...? Czy jesteśmy w stanie się z tym pogodzić? To, że się czegoś unika i zasłania oczy nie znaczy, że tego nie ma.
Gorąco zachęcam do przeczytania tekstu i polemiki!
A tymczasem, mając w głowie słowa Miegela gratuluję Mackowi - serio! - dyplomowany specjalista od PR bardziej niż wizerunkiem iksinskiego w mediach interesuje się tym, jak zrobić krzesło (a rezultat robi ogromne wrażenie na każdym, kto go zobaczy!).
Przednia straż...:)?

Subscribe