Myślmy Razem - Synergia

czasami temat nasuwa się sam

11:59

Czy starość to temat tabu?

Autor: dominik |

Wydaje mi się iż we współczesnym, polskim czy zachodnioeuropejskim świecie starość nie jest ciekawym tematem. Mam wrażenie, że media, reklama, pracodawcy, po prostu świat nie są dobrze nastawieni do ludzi starszych. Wszystko dzieje się szybko, trzeba być nowoczesnym, ładnym i młodym. Starość nas denerwuje. Nie bardzo wiemy, jak do niej podejść, co o niej myśleć. Wielu z nas ma wrażenie, że starzy ludzie nie pasują do naszego świata - myślą dziwnymi kategoriami, nie wiedzą czym różni się e-mail od chatu. Z drugiej strony mamy z tego powodu wyrzuty sumienia, bo jednak jest w nas poczucie, że widzieli w swoim życiu więcej niż my, więcej przeszli i więcej zniosą.
Nie wiem na ile jest to kwestia kultury, ale w Islamie często kluczowe decyzje podejmuje starszyzna - oni mogą po prostu więcej powiedzieć o życiu niż inni. U nas taki model jest trochę nie do pomyślenia. Mało tego - czasami wprost słyszymy w mediach, żeby starsi ustąpili miejsca w pracy młodym, energicznym i lepiej wykształconym. Ale mam wrażenie, ze nie zawsze tak było - nawet w "Rejsie" mówią o tym, że malarze holenderscy malowali ludzi starych i to było piękne:) Czy współczesna kultura pokazuje starość?
Ale jednoczenie dziś przeczytałem w GW "Przywykliśmy współczuć emerytom, bo w pierwszej połowie lat 90. dostawali grosze z tzw. starego portfela. A dziś? Nigdzie w Europie, sytuacja osób powyżej 65 r. życia nie jest tak korzystna. Spośród 27 państw UE, jedynie w Polsce ich dochody są wyższe (!) od średnich dochodów całej reszty społeczeństwa (104 proc.). Sprawia to, że na tle naszych, aż dwukrotnie więcej niemieckich i trzykrotnie więcej brytyjskich emerytów zagrożonych jest ubóstwem (odpowiednio 10, 18 i 29 proc)."
Trudno uwierzyć, ale może my po prostu nie wiemy jak to jest z tą starością, bo albo to nikogo nie interesuje, albo boi się zapytać? I dlatego nas to zaskakuje?

4 komentarze:

Oskar pisze...

Bardzo ciekawy temat:) Jeden z moich ulubionych (jeśli można tak powiedzieć). Tylko zarysowując jeden z ujęć problemu - myślę, że od jakiegoś czasu (lata 60. na Zachodzie, a później gdzie indziej) starość jest dla nas (przez "nas" rozumiem mainstream) jedynie przerażającym, niechcianym, bolesnym doświadczeniem, którego tak się boimy, że robimy wszystko, aby o nim zapomnieć/uniknąć/zaprzeczyć/uciec. Wszystko, o czym pisze Dominik, to właśnie symptomy tej negacji/ucieczki. Odmowa zgody na starość (sama w sobie absurdalna) łączy się z takim ciekawym trendem, który nazwałbym - powiedzmy - kultem hedonizmu. Takiego szerokiego, ogólnożyciowego. Jeśli przyjmiemy, że istota hedonizmu polega na tym, że przyjemność/radość to najważniejszy cel życia, to mógłbym tu podać sporo przejawów tego kultu - choć nie wszyscy się zgodzą, że to dobre przykłady - np. moda (ubrania, kosmetyki, meble, sprzęty sportowe itp.), imprezowanie (w tym wszelkie "dopalacze"), ale też: turystyka, budowanie kariery, samorealizacja (tu wszelkie psycho-szkolenia, wybieranie religii/filozofii życia)... W zasadzie mało która z aktywności, w które każdy z nas się angażuje nie jest powiązana z tym przemożnym pragnieniem (czy jego złudzeniem) przyjemności, szczęścia, pozytywnych emocji... Teraz zestawcie sobie z tymi przykładami starość z jej trudnościami, chorobami, zbliżającą się śmiercią. No po prostu najlepszy sposób na zepsucie zabawy!
A dlaczego piszę, że od pewnego czasu? Przecież nie od 40 lat ludzie wiedzą, że starość bywa nieprzyjemna... No tak, z tym że rozwój mediów masowych, kapitalizmu, konsumpcjonizmu - wszystko to spotęgowały. A do tego - to już czysta teoria - dochodzi przeżycie II wojny światowej, takiej największej w dziejach globalnej traumy, skondensowanej śmierci itd. - po której skłanianie się do hedonizmu nie wydaje się tak dziwne... (nacieszmy się do bólu, bo nie wiadomo, ile mamy czasu). To taka szybka refleksja.

paulina pisze...

Wydaje mi się, że brak akceptacji dla starości w ogólnie pojętej kulturze zachodniej w dużym stopniu wiąże się z problemem braku akceptacji dla cierpienia. W podobny sposób jak ludzi starszych traktujemy również chorych i niepełnosprawnych. Większość kultur, czy też religii na których te kultury wyrosły wypracowało swoje stanowiska wobec cierpienia i mechanizmy radzenia sobie z nim. Nie ma sensu ich tu przytaczać, ale chociażby w buddyzmie cała egzystencja człowieka jest przepojona cierpieniem, wynikającym ze zmienności świata. Cierpienie bierze się z przywiązania do tego, co niestałe. Można się go pozbyć (w dużym uproszczeniu oczywiście) poprzez odrzucenie tego, co ziemskie. Tymczasem kultura zachodnia, ulegająca coraz większej laicyzacji nie wypracowała swojego sposobu radzenia sobie z cierpieniem, najlepsze co może zrobić, to właśnie go unikać, wypierać ze świadomości, łykać środki przeciwbólowe. Hedonizm (obojętne jak definiowany) jest właśnie takim środkiem przeciwbólowym, zagłuszaczem, przeciwieństwem postawy buddyjskiej, zatraceniem się w doczesności, zamiast jej odrzucenia.
Druga sprawa, starość nie jest mile widziana w naszej kulturze, bo wiąże się z nieuchronną utratą kontroli nad otaczająca rzeczywistością: człowiek się starzeje, nie panuje nad swoim ciałem, spadają jego możliwości wpływania na otaczający świat, bo już nie do końca się w nim orientuje. Tymczasem podstawą kultury zachodniej jest właśnie przekonanie o możliwości kontrolowania wszystkiego: począwszy od własnego ciała chociażby. Jeszcze inny aspekt, to kwestia tempa, w jakim obecnie zachodzą zmiany w otaczającym świecie. Myślę, że głos starszyzny utracił słyszalność, właśnie z tego powodu. Co prawda nasi dziadkowie widzieli znacznie więcej, niż my, jednak ich doświadczenia nie bardzo są w stanie nam pomóc, bo życie codzienne naszych dziadków i nasze nijak do siebie nie przystają.
To takich parę moich skojarzeń z tematem.

Oskar pisze...

Wątek cierpienia - dzięki za poszerzenie obszaru dyskusji!:) Ciekawie mówisz o nieumiejętności radzenia sobie z cierpieniem coraz bardziej zlaicyzowanej kultury zachodniej. Niewątpliwie ta kultura środek ciężkości przesuwa na doczesność i ten wspomniany hedonizm, jak to określasz "przywiązanie do niestałego" - w odróżnieniu od np. filozofii buddyjskiej. Też zgadzam się, że laicka kultura nie znajduje rozwiązania dla cierpienia w znaczeniu intelektualnym/duchowym - w odróżnieniu od chrześcijaństwa, które cierpieniu zawsze nadawało ważne sensy.
Natomiast ten zlaicyzowany świat zachodu - z którym nierozerwalnie łączy się pojęcie państwa, demokracji, nowoczesnego społeczeństwa - swoje wysiłki skupia chyba na innym rodzaju cierpienia: fizycznego. I walka z tym cierpieniem stanowi jedno z najważniejszych zadań laickich społeczeństw - przez co rozumiem tworzenie, rozwijanie i utrzymywanie służby zdrowia, na co wydawane są na całym zachodzie gigantyczne pieniądze (i co jest jednocześnie bardzo nieefektywne). Obok szpitali - jest cały przemysł farmaceutyczny, wysokie technologie operacyjne (lasery itp.), badania genetyczne i inne - w skrócie MEDYCYNA. I żebym został dobrze zrozumiany - myślę, że jest to ważne osiągnięcie i cieszę się, że laicki zachód postanowił zająć się doczesnymi cierpieniami, cieszy mnie skupienie się na rozwoju nauki, medycyny, leczenia. Z pełną świadomością, jakie to nieefektywne, a w ostateczności bezcelowe (przedłuża tylko życie - aż do momentu, gdy dalej się już nie da). Dzięki temu skupieniu na doczesności - nauka znalazła najbardziej sprzyjające miejsce do rozwoju właśnie w świecie laickim. Odrzucenie doczesności, zwrócenie oczy ku niebu (czy raczej ku własnemu wnętrzu) odbiera nauce większość jej impetu, unieważnia cele...
Przypomina mi się tutaj "Dżuma" A. Camusa - jak czytaliście, to kojarzycie, że był bohater (ksiądz), który w obliczu zarazy szukał pomocy niebios i drugi - który postanowił walczyć z nią własnymi rękami, na ziemi, dopóki starczy mu sił (dr Rieux) - zawsze gościa lubiłem :)

dominik pisze...

Podoba mi się to co piszecie - ciekawy jest wątek z tym, że rozwój (cywilizacji zachodniej, czyli trochę tego, co my ogólnie nazywamy rozwojem a może jest nim tylko w naszym świecie...) ekonomiczny, społeczny i idąca za nim laicyzacja wiązały się też z tym, że jeśli społeczeństwo się bogaciło, to dzieci mogły się w pewnym momencie wyprowadzić z domu. W niektórych regionach świata dzieci czy wnuki to po prostu zabezpieczenie na starość - taki system emerytalny. Wraz z rozwojem ekonomicznym u nas system emerytalny wygląda inaczej, ale w związku z tym nasz kontakt z naszymi dziadkami (ludźmi starszymi) się ograniczył.
Krótko mówiąc, jeśli nie masz możliwości spędzania z kimś czasu lub spędzasz go bardzo niewiele to go nie zrozumiesz (obok wieku może to być status społeczny, krąg kulturowy i wiele innych czynników). A jeśli kogoś nie znasz i nie rozumiesz, to się go bardziej boisz...I dlatego m.in. boimy się starości?

Prześlij komentarz

Subscribe